Milsim SNAFU Foxtrot

To już nasza czwarta impreza z serii SNAFU i na pewno nie ostatnia. Oraz kolejny raz po stronie „Hełmów”.
Mimo paru niedogodności było klimatycznie czyli dużo chodzenia, brodzenia w bagnach, a nawet małe opady śniegu z deszczem czyli same pozytywy.
Według rozkazów wchodziliśmy w skład oddziału Zmora, stanowiąc odwody dla pozostałych oddziałów.

Na miejsce przyjechaliśmy dość wcześnie nocą, przespaliśmy jeszcze kilka godzin nieopodal w lesie. Rankiem klasyka organizacyjna, zapisy, chronowanie, tłumaczenie zasad, wydawanie amunicji. I tu szok. Grę rozpoczęliśmy posiadając po około 120 sztuk amunicji. Całkiem nieźle. Niby więcej ma być w zrzutach których znalezienie było naszym pierwszym zadaniem. Przeszukaliśmy trzy punkty w których miały być zrzuty i nic. Nigdzie nie ma. Inna ekipa miała za zadania przeszukać kolejny punkt, tam również pusto. Brodzenie w bagnach poszło na marne, lecimy dalej z tym co mamy w magazynkach.

Udaliśmy się do punktu zbornego, gdzie nastąpiło przegrupowanie, a następnie wyruszyliśmy większymi siłami w kierunku lotniska. Po drodze trafiła się mała potyczka po której naszemu oddziałowi przypadło zadanie eskortowania jeńców. Nie trwało to jednak długo, gdyż po ich przesłuchaniu okazali się niepotrzebni. Los był dla nich okrutny.
Obsadziliśmy lotnisko, gdzie po zmroku następowały ataki strony przeciwnej. Tu dużą rolę odgrywała technologia, więc głównie robotę wykonywali ci wyposażeni w urządzenia optoelektroniczne.
Po tej akcji nastał względny spokój, atmosfera się znacznie rozluźniła. Poczekaliśmy zmarznięci na posterunku dwie godziny do wylądowania samolotu, i ta akcja kończyła grę.
Na koniec nie było niestety żadnej odprawy, nie dowiedzieliśmy się jaki był wynik rozgrywki. Jednak my swoje zadania wykonaliśmy więc z tym poczuciem wróciliśmy do domu.