W dniach 9-11 czerwca wzięliśmy udział w piątej już edycji SNAFU, czyli Operation SNAFU Echo. W założeniu był to 24h Semi-Milsim. Stronami konfliktu tradycyjnie były hełmy (strona broniąca i spowalniająca rywala) oraz kapelusze (nacierająca), stosunek sił wynosił 1:1,5. Stacjonowaliśmy w ośrodku wypoczynkowym w miejscowości Łazy.
Wyruszyliśmy w komplecie, a nawet ponad stan gdyż zabrał się z nami także kolega o ksywie Duch. Na miejscu do drużyny dołączyli także Ślimak i Wiśnia z grupy Lancet. Naszym przydziałem były hełmy, pluton rangers, którym dowodził Dziki, drużyna Charlie gdzie pełniliśmy rolę wsparcia oraz ochrony dla dowódcy plutonu i jego RTO.
Na miejsce przybyliśmy około godziny 18.30, przy bramie czekali już na nas organizatorzy, którzy wydawali identyfikatory, mapkę, katalog sponsora oraz kartę rabatową. Tuż obok znajdowała się strefa chrono, co było dodatkowym plusem. Chwilę później rozbiliśmy nasz namiot drużynowy oraz maszt z flagą. Po kolacji, załadowane zostały magazynki, przygotowany cały szpej, a także ustalone częstotliwości radiowe. Dopiero wtedy udaliśmy się do wiatki z paleniskiem w celu integracji z innymi uczestnikami SNAFU. Kolejnego dnia o godzinie 8.00 odbył się apel a chwilę później szkolenie SM-S, PPanc, oraz inżynieryjne, co niestety trochę opóźniło start rozgrywki gdyż nie ruszyła o godzinie 10.00 tylko, o 11.30.
Pierwszy scenariusz zakładał, że hełmy wyruszają w teren wcześniej i mają za zadanie zbudować umocnienia w punkcie obrony. Początek był dla nas niefortunny gdyż z powodu złej komunikacji źle wyznaczyliśmy punkt docelowy i niepotrzebnie przemaszerowaliśmy dodatkowy kilometr. Po dotarciu na miejsce podjęcia umocnień, musieliśmy transportować ręcznie spore elementy, co przy upale naprawdę dawało się we znaki. Gdy nasi inżynierowie zakończyli budowę umocnień zajęliśmy wygodne miejsca i oczekiwaliśmy na wroga. Zadanie kapeluszy było także wymagające gdyż musieli oni przypuścić atak frontalny, który wiódł przez „patelnię” (duży otwarty teren pozbawiony drzew) na nasz punkt. Przewagę dawały im respy, które mieli w odstępach czasowych, co pół godziny, podczas gdy dla hełmów był to jeden resp na osobę. Ataki były systematyczne i z czasem zdobywali coraz więcej terenu, lecz nasze pozycje były bardziej przywilejowane. Mimo iż ponieśliśmy straty udało nam się utrzymać umocnienia przez z góry złożony czas, co dało nam zwycięstwo.
W drugim scenariuszu hełmy miały dotrzeć do miejsca podjęcia trzech dział. Zaleźć dogodne miejsca na ich wybudowanie i ustawienie oraz obrona. Kapelusze w tym czasie powinny założyć FOBa, odnaleźć i zniszczyć trzy punkty obsadzone przez przeciwnika. Wyruszyliśmy pieszo i bez problemu trafiliśmy na wzgórze gdzie czekała na nas „przesyłka”. Po zbudowaniu pierwszego stanowiska dla działa przypadła nam obrona OBJ1. Straciliśmy też 2 ludzi, którzy pojechali budować dwa kolejne działa, które obstawiały inne drużyny. Nie minęła godzina i naszym oczom ukazał się wrogi pojazd oraz piechota, przygwożdżając nas do ziemi bardzo szybko skrócili dystans. Próbowaliśmy odpowiedzieć ogniem, niestety przeciwnik zaatakował nas w dość dużej przewadze w gruncie, czego skuteczna obrona obsadzonego punktu nie była możliwa. Nikt z obrońców nie przeżył. Musieliśmy uznać tutaj wyższość przeciwnika.
Trzecim scenariuszem były działania nocne kapelusze miały przygotowywać zasadzki na nasze patrole samochodowe (o czym nie wiedzieliśmy), a hełmy kontrolować cztery punkty LZ. Do celu dowiozły nas auta. Po sprawnym obsadzeniu jednej z LZ (Yanke) nasza drużyna zdecydowała się na zaskoczenie wroga. Założenie było takie, że odpuścimy obronę LZ i ukryjemy się na skraju pobliskiego młodnik a gdy kapelusze wejdą i ja zajmą my wejdziemy im na plecy. Tak też zrobiliśmy jednak nie minęło nawet 15min i zrozumieliśmy, że nie tylko kapelusze będą w tym scenariuszu naszymi wrogami, ale także komary a dokładnie całe stada. Była to prawdziwa udręka mimo iż używaliśmy masy chemii to jednak nie było to w 100% skuteczne i po 2,5h oczekiwania byliśmy ostro pokłóci. Wracając do naszego planu to częściowo się udał gdyż duża grupa przeciwników, którzy używali latarek i oświetlali sporą część terenu wokół LZ faktycznie nas nie wypatrzyła. Niestety Kapelusze wykazał się sprytem i bezpośrednio po ludziach z latarkami wysłał 2-3 osobowy oddział specjalsów, prawdopodobnie z noktowizją i termowizją, który naprawdę precyzyjnie wybierał ofiary i eliminował je. Wyczyścili w ten sposób cały teren. Jednak po powrocie do bazy(około godziny 2.00)czekała na nas niespodzianka gdyż okazało się, że przeciwnikowi nie zdołał zlokalizować nawet jednego naszego pojazdu, a więc mimo srogiej przegranej w strefie LZ Yanke udało nam się wygrać scenariusz. Po pracowitym dniu i bardzo męczącej nocy, nie mieliśmy problemu z zaśnięciem.
Kolejny dzień rozpoczął się porannym apelem, a następnie przygotowaniami do ostatniego scenariuszu, w którym Hełmy zostały zepchnięte i broniły się na granicy rzeki ?????, zaś Kapelusze muszą zabezpieczyć dogodne miejsca na rzece gdzie zbudują trzy przeprawy z płyt OSB i przedostaną się na drugi brzeg. Jako strona broniąca wyruszyliśmy w teren jako pierwsi. Po przybyciu na miejsce dowódca plutonu wyznaczył drużyną obszary do zabezpieczenia. Ze względu na to, że teren był całkiem spory uznaliśmy, iż dwu osobowe patrole będą najlepszym rozwiązaniem. Już po pierwszym patrolu, który zameldował dowódcy, że na naszej części rzeki jest mnóstwo dogodnych miejsc na budowę przeprawy, wiedzieliśmy, że prawdopodobnie to właśnie w nas uderzy większość sił nieprzyjaciela. Nie trzeba było długo czekać na kontakt, w którym niestety przeciwnik zadał nam 70% straty, i gdyby nie pomoc drużyny bravo nie zdołalibyśmy odeprzeć ataku. Musieliśmy się wycofać do skrajnej obrony aż do momentu powrotu naszych ludzi z respa (szczęśliwie trwało to około 15-20min) Z czasem ataki przeciwnika nasilały się coraz bardziej a jego snajperzy były dla nas prawdziwą zmorą gdyż śledzili nasze ruchy i nie pozwalały się nam zbliżyć by namierzyć miejsc, w których wróg buduje przeprawę. Nie było sensu pchać się pod lufę, w końcu to oni atakowali. Uznaliśmy, że KM i reszta ludzi zajmie dogodny pozycje do obserwacji i ewentualnego ostrzału, jeśli przeciwnik spróbuje się przeprawić. Zewsząd dobiegały odgłosy budowanych przepraw oraz umocnień i po chwil medycy mieli pełne ręce roboty. Kulki świstały nam nad głowami, odpowiadaliśmy tym samym jednak wróg miał przewagę liczebną. Ostrzały z karabinów maszynowych zdawały się nie mieć końca a po naszej stronie kończyła się amunicja i już po godzinie każdy magazynek był na wagę złota, rozdzielaliśmy każdą pozyskaną ilość. Padło także kilka baterii od radyjek, na co nie byliśmy przygotowani i rozpoczęło się regularne darcie mordy. Na godzinę przed końcem rozgrywki trzy przeprawy były gotowe, a kilku wrogów przekroczyło rzeczkę, lecz z pomocą przyszły nam posiłki i udało się odeprzeć kolejny atak. Krótko po tym dostaliśmy rozkazy by dwójkami wycofać się aż do drogi szutrowej, która była w odległości 200m od rzeki i zabezpieczyć teren. Tam dowiedzieliśmy się, że manewry zostały oficjalnie zakończone.
Wyczerpani wróciliśmy do bazy, zrzuciliśmy ciężkie kamizelki oraz plecaki i udaliśmy się na apel końcowy. Tam czekali na nas wszyscy organizatorzy, podsumowana została cała Operacja Echo, wyjaśnione sytuacje sporne i podliczone punkty zdobyte przez poszczególne strony. Okazało się, że niewielką przewagą Hełmy wygrały, co przysporzyło nam dodatkową satysfakcję, jednak na SNAFU wygrywają wszyscy. Tradycyjnie ukoronowaniem naszych zmagań i jednocześnie pamiątką stały się rozdawane przez organizatorów naszywki SNAFU. Po wszystkim pożegnaliśmy się z kolegami, spakowaliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Mimo potwornego zmęczenia ośrodek w Łazach opuszczaliśmy z dużym bagażem nowego doświadczenia i uśmiechem na twarzy.